Perspektywa Rossa
-Nie wolno mi
Cię denerwować
-Więc
powiedz, mama weszła z płaczem do mnie Vanessa tak samo, a tata nie wiedział
czy mnie nie udusi.
-Masz…..niewydolność
serca przez wypadek * pojawiły się na jej twarzy pierwsze łzy * Za to Cię kocham
Ross, jesteś inny niż wszyscy, starasz się nie kłamać i dbasz o to bym była
zawsze szczęśliwa. Dlatego Cię……. * klęknąłem teraz albo nigdy.
-Wyjdź za
mnie !! * powiedziałem klękając i wpatrując się w jej oczy.
-Ross
-Laura, to
już czas.
-Muszę Ci odmówić,
nie wyjdę za Ciebie za mąż. Jeśli mi się oświadczasz tak nagle to może tylko
oznaczać jedno. Ile mi zostało czasu….?* Posmutniałem i usiadłem na jej łóżku,
delikatnie głaskałem ją po twarzy i włosach.
-Do końca nie
wiadomo, może to być jeden dzień a może to być całe życie * zaczęła mocno
płakać a ja delikatnie się do niej wtuliłem położyłem głowę na jej sercu. I sam
zacząłem płakać, płakaliśmy razem w ciszy w samotność. Jednak to ona przerwała
cisza po pewnym czasie.
-Musimy się
rozstać Ross, szybki ślub nie uczyni mnie szczęśliwą, nie powoli by mój
ukochany cierpiał był wdowcem całe życie. Ty musisz znaleźć kogoś i być z tym
kimś do póki was śmierć od siebie nie rozdzieli. Ale nie teraz Ross mamy po 22
lata, przed Tobą tyle życia. * Spojrzałem na nią.
-Moim życiem
jesteś ty, i zawsze tak będzie, dobrze nie uczynię Cię Panią Lynch nigdy ale
obiecaj mi że będziesz ze mną do końca swoich dni
-Chcesz
tracić czas na mnie?, Ross ja każdego dnia umieram, a ty….. Ross możesz mieć
każdą * odparła patrząc na mnie
-Nie chce
każdej chce jednej jedynie Laury Marano
-Ale…,Ross ja
* zaczęła jednak ja uciszyłem ją składając pocałunek na jej ustach, odwzajemniła
go chociaż i tak jęknęła
-Jeśli miała
bym komuś skopać życie to Leonowi nie Tobie. KOCHAM CIĘ.
-Więc pozwól
mi, pozwól mi ostatnie chwile swego życia przeżyć ze mną * odparłem a ona lekko
kiwnęła głową. Znów sycząc z bólu, oparłem głowę o jej głowę i trwaliśmy tak
bez końca, jednak to ja zepsułem wszystko. Nacisnąłem przycisk by przyszła
pielęgniarka.
-Tak? * spytała
a my oderwaliśmy się od siebie
-Pacjentka
potrzebuje dużej ilość środków przeciwbólowych i coś na spanie * Odparłem
wstając
-Zdrajca *
odparła patrząc na pielęgniarkę która zaczęła jej podawać tabletki. Połknęła
wszystkie po kolej.
-Kocham Cię *
odparłem wychodząc z pokoju. Kiedy wyszedłem wszyscy jak na baczność wstali.
-Co się
stało?, dlaczego pielęgniarka wleciała do jej pokoju? * spytała Pani Marano
-Strasznie ją
wszystko boli, po prosiłem by podała jej tabletki na ból i coś do spania.
-Głupiego
Jasia? * zapytała zaskoczona Rydel
-Nie, zwykła
tabletkę * odparłem znów wracając wzrokiem do Państwa Marano.
-Po prosiłem
państwa córkę o rękę * odparłem wiedząc że dostane w twarz. Jak mogłem, ona
ledwo wyszła z wypadku. Ojciec sióstr spojrzał na mnie, za to ich mama zaczęła
płakać.
-Spokojnie,
nie zgodziła się. Wie co jej jest i nie pozwoli zostać mi wdowcem w tam młodym
wieku * odparłem załamany, wtedy podeszła do mnie Pani Elen i mocno do siebie
przytuliła. A Pan Mark Marano odrzekł.
-Jeśli serio
kiedyś miałeś zostać moim zięciem to jestem na tak. To nie lada wyczyn prosić o
rękę chorą dziewczynę. Doskonale wiedząc ile zostało jej czasu.
-Nie zgodziła
się, ale obiecała mi że spędzi ze mną te ostatnie chwile * odparłem patrząc na
nich, Pani Ellem się ode mnie odsunęła.
-I tak uważam
Cię za zięcia. Jesteś taki jakiego sobie wyobrażałam * odparła patrząc na mnie.
Pan Marano podał mi dłoń a ja wyciągnąłem swoją i mu podałem. Tak o to stałem się
członkiem jej rodziny.
Perspektywa
Laury
Co dziennie
goście, i codzienne wieczory z Rossem, nie ustępował mnie nawet na krok, i
wiedziałam że tak będzie teraz zawsze. Był strasznie kochany i wiedziałam że
moje ledwo już pompujące serce bije tylko dla niego. Był środek nocy kiedy się
obudziłam miałam koszmar śniło mi się że Ross poznał inną dziewczynę zakochał
się i mi to powiedział. Z szerokim uśmiechem na twarzy pokazał mi śliczną
blondynkę o długich nogach, wysoka zgrabna no miała wszystko co mogła by mieć
idealna dziewczyna. A on tak po prostu powiedział ,,koniec z nami i tak
umierasz’’. Spojrzałam na śpiącego chłopaka. Czy serio mnie opuść, jeszcze
przed moją śmiercią>>?. Co będzie jak umrę, pójdzie w cholerę?. Pozna
inną dziewczynę, zacznie imprezować a narkotyki i alkohol go zniszczą.?, nie
będzie już moim blondaskiem tylko jakiś….. Kryminalistą, przestanie wracać do
domu, będzie innym człowiekiem. Chciałam go pogłaskać ale nie dałam rady
strasznie bolały mnie ręce, o żebrach nie wspomnę i te ciągłe wmaszerowanie
tabletkami. No i jakaś masakra.
-Dlaczego nie
śpisz * zapytał mnie blondasek.
-śpię a ty? *
spytałam patrząc na niego
-Ja jestem
tutaj by czuwać nad Toba
-Przed chwilą
spałeś
-Nie prawda,
ja ciągle czuwam nad Twoim łóżkiem
-Boisz się?
-Tak, boję *
odparł chociaż dała bym tysiąc złoty że nie.
-Czego?
-Że pewnego
dnia obudzę się a Ciebie nie będzie obok * odparł patrząc na moje oczy. Jego
piękne szczenięce oczy
-Kiedy my się
tak naprawdę w sobie zakochaliśmy?, kiedy nasza miłość stała się tak twarda, od
kiedy niebo i piekło to rodzeństwo które nie da się rozdzielić..?
-Hmy….
Zauroczyłem się Tobą pierwszego dnia znajomość. Jeszcze przed naszym spotkaniem
miałem sen
-Sen?
-Tak śniło mi
się krok po kroku nasze pierwsze spotkanie * odparł patrząc na mnie aż
zaśmiałam się ale po chwili przypomniałam sobie jak bardzo boli mnie chłopak od
razu spanikował
-Spokojnie
mów dalej
-Może po
prawie Ci poduszki
-Ross
-No ok ok.
Więc śniłem o pięknej ciemnowłosej o ciemnych oczach jak mleczna czekolada
dziewczyna. W moim śnie byłaś ideałem
-A w realnym
świecie już nie>?
-W realnym
świecie dawno stałaś się moim chodzącym ideałem.
-Oj Rossi *
odparłam uśmiechając się do niego dał mi buziaka.
-Ale wiesz
kiedy poczułem tak naprawdę że jesteś mi pisana?
-Kiedy?
-Kiedy
wróciłaś po 2 latach i powiedziałaś ,,Czy tego chcesz czy nie, będę
walczyć, będę walczyć o nas. Nawet będąc na straconej pozycji.’’
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz