poniedziałek, 5 kwietnia 2021

57 Rozdział

 

Perspektywa Rossa




-Nie wolno mi Cię denerwować



-Więc powiedz, mama weszła z płaczem do mnie Vanessa tak samo, a tata nie wiedział czy mnie nie udusi.



-Masz…..niewydolność serca przez wypadek * pojawiły się na jej twarzy pierwsze łzy * Za to Cię kocham Ross, jesteś inny niż wszyscy, starasz się nie kłamać i dbasz o to bym była zawsze szczęśliwa. Dlatego Cię……. * klęknąłem teraz albo nigdy.



-Wyjdź za mnie !! * powiedziałem klękając i wpatrując się w jej oczy.



-Ross



-Laura, to już czas.



-Muszę Ci odmówić, nie wyjdę za Ciebie za mąż. Jeśli mi się oświadczasz tak nagle to może tylko oznaczać jedno. Ile mi zostało czasu….?* Posmutniałem i usiadłem na jej łóżku, delikatnie głaskałem ją po twarzy i włosach.



-Do końca nie wiadomo, może to być jeden dzień a może to być całe życie * zaczęła mocno płakać a ja delikatnie się do niej wtuliłem położyłem głowę na jej sercu. I sam zacząłem płakać, płakaliśmy razem w ciszy w samotność. Jednak to ona przerwała cisza po pewnym czasie.



-Musimy się rozstać Ross, szybki ślub nie uczyni mnie szczęśliwą, nie powoli by mój ukochany cierpiał był wdowcem całe życie. Ty musisz znaleźć kogoś i być z tym kimś do póki was śmierć od siebie nie rozdzieli. Ale nie teraz Ross mamy po 22 lata, przed Tobą tyle życia. * Spojrzałem na nią.



-Moim życiem jesteś ty, i zawsze tak będzie, dobrze nie uczynię Cię Panią Lynch nigdy ale obiecaj mi że będziesz ze mną do końca swoich dni



-Chcesz tracić czas na mnie?, Ross ja każdego dnia umieram, a ty….. Ross możesz mieć każdą * odparła patrząc na mnie



-Nie chce każdej chce jednej jedynie Laury Marano



-Ale…,Ross ja * zaczęła jednak ja uciszyłem ją składając pocałunek na jej ustach, odwzajemniła go chociaż i tak jęknęła



-Jeśli miała bym komuś skopać życie to Leonowi nie Tobie. KOCHAM CIĘ.



-Więc pozwól mi, pozwól mi ostatnie chwile swego życia przeżyć ze mną * odparłem a ona lekko kiwnęła głową. Znów sycząc z bólu, oparłem głowę o jej głowę i trwaliśmy tak bez końca, jednak to ja zepsułem wszystko. Nacisnąłem przycisk by przyszła pielęgniarka.



-Tak? * spytała a my oderwaliśmy się od siebie



-Pacjentka potrzebuje dużej ilość środków przeciwbólowych i coś na spanie * Odparłem wstając



-Zdrajca * odparła patrząc na pielęgniarkę która zaczęła jej podawać tabletki. Połknęła wszystkie po kolej.



-Kocham Cię * odparłem wychodząc z pokoju. Kiedy wyszedłem wszyscy jak na baczność wstali.



-Co się stało?, dlaczego pielęgniarka wleciała do jej pokoju? * spytała Pani Marano



-Strasznie ją wszystko boli, po prosiłem by podała jej tabletki na ból i coś do spania.



-Głupiego Jasia? * zapytała zaskoczona Rydel



-Nie, zwykła tabletkę * odparłem znów wracając wzrokiem do Państwa Marano.



-Po prosiłem państwa córkę o rękę * odparłem wiedząc że dostane w twarz. Jak mogłem, ona ledwo wyszła z wypadku. Ojciec sióstr spojrzał na mnie, za to ich mama zaczęła płakać.



-Spokojnie, nie zgodziła się. Wie co jej jest i nie pozwoli zostać mi wdowcem w tam młodym wieku * odparłem załamany, wtedy podeszła do mnie Pani Elen i mocno do siebie przytuliła. A Pan Mark Marano odrzekł.



-Jeśli serio kiedyś miałeś zostać moim zięciem to jestem na tak. To nie lada wyczyn prosić o rękę chorą dziewczynę. Doskonale wiedząc ile zostało jej czasu.



-Nie zgodziła się, ale obiecała mi że spędzi ze mną te ostatnie chwile * odparłem patrząc na nich, Pani Ellem się ode mnie odsunęła.



-I tak uważam Cię za zięcia. Jesteś taki jakiego sobie wyobrażałam * odparła patrząc na mnie. Pan Marano podał mi dłoń a ja wyciągnąłem swoją i mu podałem. Tak o to stałem się członkiem jej rodziny.



 

Perspektywa Laury



Co dziennie goście, i codzienne wieczory z Rossem, nie ustępował mnie nawet na krok, i wiedziałam że tak będzie teraz zawsze. Był strasznie kochany i wiedziałam że moje ledwo już pompujące serce bije tylko dla niego. Był środek nocy kiedy się obudziłam miałam koszmar śniło mi się że Ross poznał inną dziewczynę zakochał się i mi to powiedział. Z szerokim uśmiechem na twarzy pokazał mi śliczną blondynkę o długich nogach, wysoka zgrabna no miała wszystko co mogła by mieć idealna dziewczyna. A on tak po prostu powiedział ,,koniec z nami i tak umierasz’’. Spojrzałam na śpiącego chłopaka. Czy serio mnie opuść, jeszcze przed moją śmiercią>>?. Co będzie jak umrę, pójdzie w cholerę?. Pozna inną dziewczynę, zacznie imprezować a narkotyki i alkohol go zniszczą.?, nie będzie już moim blondaskiem tylko jakiś….. Kryminalistą, przestanie wracać do domu, będzie innym człowiekiem. Chciałam go pogłaskać ale nie dałam rady strasznie bolały mnie ręce, o żebrach nie wspomnę i te ciągłe wmaszerowanie tabletkami. No i jakaś masakra.



-Dlaczego nie śpisz * zapytał mnie blondasek.



-śpię a ty? * spytałam patrząc na niego



-Ja jestem tutaj by czuwać nad Toba



-Przed chwilą spałeś



-Nie prawda, ja ciągle czuwam nad Twoim łóżkiem



-Boisz się?



-Tak, boję * odparł chociaż dała bym tysiąc złoty że nie.



-Czego?



-Że pewnego dnia obudzę się a Ciebie nie będzie obok * odparł patrząc na moje oczy. Jego piękne szczenięce oczy



-Kiedy my się tak naprawdę w sobie zakochaliśmy?, kiedy nasza miłość stała się tak twarda, od kiedy niebo i piekło to rodzeństwo które nie da się rozdzielić..?



-Hmy…. Zauroczyłem się Tobą pierwszego dnia znajomość. Jeszcze przed naszym spotkaniem miałem sen



-Sen?



-Tak śniło mi się krok po kroku nasze pierwsze spotkanie * odparł patrząc na mnie aż zaśmiałam się ale po chwili przypomniałam sobie jak bardzo boli mnie chłopak od razu spanikował



-Spokojnie mów dalej



-Może po prawie Ci poduszki



-Ross



-No ok ok. Więc śniłem o pięknej ciemnowłosej o ciemnych oczach jak mleczna czekolada dziewczyna. W moim śnie byłaś ideałem



-A w realnym świecie już nie>?



-W realnym świecie dawno stałaś się moim chodzącym ideałem.



-Oj Rossi * odparłam uśmiechając się do niego dał mi buziaka.



-Ale wiesz kiedy poczułem tak naprawdę że jesteś mi pisana?



-Kiedy?



-Kiedy wróciłaś po 2 latach i powiedziałaś ,,Czy tego chcesz czy nie, będę walczyć, będę walczyć o nas. Nawet będąc na straconej pozycji.’’

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz