poniedziałek, 29 marca 2021

56 Rozdział

 

Perspektywa Rossa




3 dni po wypadku...

Odwiedziliśmy wszystkie szpitale, spotkaliśmy się w domu Marano by zacząć zastanawiać się co dalej. Rodzice Marano również nam pomogli po 2 dniach szukania bo również w końcu przelecieli na ślub córki. Moje myśli i psychika  siadała. Nie mogłem sobie poradzić z tym że jej nie ma. Aż do mementu aż ktoś wyciągnął mleko z lodówki i zobaczyłem reklamę. Jednej z najlepiej wyposażonego szpitala w Miami.



-Ej skąd to masz! * krzyknąłem na Caluma



-Ross co jest? * zapytał się Ojciec Vanessy i Laury



-Ja wiem proszę Pana gdzie ona jest



-Co?! * zapytywała Pani Marano pełna łez.



-Jedzmy tam * ożyła Vanessa. Szybko zamknęliśmy drzwi od domu i wsiedliśmy do aut. Ja jechałem z Calum Raini i Rockym. Rick prowadził jadąc z Vanessa, Państwem Lynch. Rydel prowadził jadąc z Rylandem i Ellem. Ale to nie ważne, ja wiem gdzie jest Laura.



-Ona na bank jest w tym szpitalu. To najlepszy szpital w Miami, jest nowy dlatego nie wpadliśmy na ten pomysł. Jest świetnie wyposażony w sprzęt i dobrych lekarzy. Jeśli była w ciężkim stanie a tak na pewno jest….



-Ross jesteś świetny !!! * odparła Raini zdając sobie sprawę z tego co powiedziała



-Raini w końcu ją znajdziemy po 3 dniach * odparłem zadowolony z siebie. Nie wiem co ale coś ciągnęło mnie to tego szpitala. Szybko zaparkowałem na parkingu i poczekałem na resztę. Zależało mi by byli Państwo Marano i Vanessa. Od nich nie uciekną, nie wyzwie i w końcu wszyscy będą zadowolony. Kiedy wchodziliśmy do szpitala, poczułem że ona tu jest aż prawie się uśmiechnąłem byłem pewny moja Laura, ona tu jest ona na bank tutaj jest. Podeszliśmy do recepcji.



-Dzień dobry * odparła pani Marano



-Dzień dobry



-Chciałam zapytać o pewną dziewczynę, Młodziutka bez dokumentów 3 dni temu wypadek samochodowy wpadła do wody * odparła a pielęgniarka ożyła.



-Tak mamy taka * odparła patrząc na nasze całe radosne zebranie



-Jestem jej mamą, to mąż a to reszta rodziny * odparła pokazując na nas.



-W porządku, niech Państwo upewnią się że to ona pokój 318 a potem przyjadą wypisać wszystkie dokumenty i czeka Państwa konsultacja z lekarzem.



-dobrze * odparła Pani Marano, po czym wszyscy poszliśmy w kierunku pokoju 318 za chwilę ją zobaczę, zaraz ją zobaczę. Jednak mojego szczęścia nie było wystarczająco dużo, po pierwsze na korytarzu był on ten debil jej eks Leon Verga a do Laury nie dało się wejść bo miała jakiś zabieg.



-Cześć * odparł patrząc na nas



-Cześć?, tylko tyle masz do powiedzenia, ty skończony Skurwysynie, wiedziałeś w którym jest szpitalu * zacząłem iść wiedząc ze zaraz go rozerwę na szczepy. Ale Van mnie powstrzymała.



-Zostaw go Vanessa chłopak ma racje * odparł jej ojciec * Szukamy Laury 3 dni a on siedzi przy jej pokoju i nikogo nie powiadania * odparł patrząc wymownie na chłopaka. No proszę mam uznanie u Pana Marano.



-Nie myślałem by kogoś wzywać, tylko żeby ratować Laurę. Akurat jechałem taxi do niej kiedy ujrzałem dziewczynę wpadającą do wody, szybko zatrzymałem taxi i zanurkowałem nie miałem czasu na myślenie.



-Idiota * odparłem patrząc na niego wrednie. Vanessa się do mnie przytuliła



-Jak najszybciej ratowałem ją, nie zdając sobie sprawy z tego że to nasza Laura



-Dobra zamknij się * odparła tym razem Pani Marano * To że ją uratowałeś nie oznacza że nagle staniesz się dla niej ważnym. * no nas zatkało, akurat z jej pokoju wyszedł lekarz



-Czy możemy ją zobaczyć? * zapytał Pan Marano


-Nie, są Państwo jej rodzicami? * spytał patrząc na nas * A to.?



-To też rodzina * odparła Pani Marano patrząc na nas.



-Co z nią? * spytałem mając nadzieje że udzieli odpowiedzi



-Jest w strasznie złym stanie. Miała wystarczającą ilość wody w organizmie by prawie umrzeć, jej serce w chwili kiedy przyjechała do nas zatrzymało się jakby na moment tak nazywamy ten stan w chwili kiedy organizm udławi się w wodzie. Zablokowało otwory oddechowe przez ciało obce, zablokowało ruchy oddechowe przepony i klatki piersiowej, zablokowało drogę oddechową płynem. Zatruła się tlenkiem węgla i tojadem mocnym. Straciła kontakt z rzeczywistością. Do tego woda złamała jej żebra, miała ranę w śledzionie, nerki nie chciały współpracować. Musieliśmy ją.



-Co * zapytała rozpłaczoną  Vanessa, ja mocniej przycisnąłem rękę by mocniej ją objąć.



-Ehm została podłączona do narzędzi, jej serce jest słabe przez wypadek. Ma zaburzenia w rytmie serca. Nie powiem Państwu na chwilę obecną czy z tego wyjdzie czy nie. Może być tak że będzie żyć jeden dzień, jedną godzinę a może tak być że pożyje dobre kilkanaście * odparł lekarz. A ja spojrzałem na wszystkich



-Można do niej wejść ? * odparłem a lekarz przytaknął głową, pierwszy do wejścia był Leon * Spieprzaj * odparłem wkurzając jej rodziców i siostrę.



-To ją ją uratowałem * podszedł do mnie zmierzyliśmy się głowami



-No i co całe życie mam chodzić za Tobą i dziękować Ci bo ją uratowałeś?. Kto jest ważniejszy, taki śmieć jak ty który ją skrzywdził czy jej rodzina:? * spytałem cały naprężony, i nie powiem gdyby Rydel nie położyła mi ręki na ramieniu i podeszła do nas oberwał by ode mnie


-Laura dla mnie też jest ważna powinienem... 



-pożegnać?., masz racje * odparłem



-Ross * podszedł do mnie Rikier, a z drugiej strony stał za Leonem Rocky w razie czego



-Przecież go nie uderzę, nie pozwolę by ktoś mnie wywalił ze szpitala * odparłem patrząc na rodzeństwo. Raini spojrzała na nas aż w końcu podeszła wyciągał do mnie dłoń a ja bez wahanie jej podałem.



-Zaraz zobaczymy Laurę, zobaczymy ją po 3 dniach nie wiedzy Ross * odparła z łzami w oczach. * Nie chce by najpiękniejsza chwila w moim 3 dniowym stresie została rozwalona.



-Masz racje uspokój się * odparłem przytulając ją do siebie.



-Ross, Laura chce się z Tobą widzieć



-Obudziła się>?! * krzyknąłem zaskoczony i szczęśliwy wbiegłem  do pomieszczenia. Białe sterylnie ściany z każdej strony. Jedno biurko, dwa krzesła i jakaś szafa. A przy ścianie obok okna ona moja ukochana. Byłem w takim szoku kiedy zobaczyłem ją w samych siniakach że klęknąłem przed nią obok siedzącej jej mamy i dotknąłem najdelikatniej mogłem jej ręki. Nie zwracałem uwagę na to że inni są w pokoju.



-Boże * odparłem delikatnie podnosząc jej dłoń. A ona jęknęła * Przepraszam, przepraszam!! * krzyknąłem spanikowany



-Nie, spokojnie, mnie po prostu wszystko boli.



-Właśnie widzę, jest miejsce gdzie Cię nie boli? * spytałem, a ona delikatnie się uśmiechnęła. Po czym znów jęknęła.



-Przepraszam Ross



-Za co mnie przeprasza?



-Za Twój samochód, ja naprawdę nie wiedziałam że masz takie słabe hamulce że ja….



-Cichutku, ja dziękuje Bogu że żyjesz * odparłem delikatnie głaszcząc jej dłoń.



-Chodź Mark, Van zaraz wrócimy * odparła mama Laury a ja delikatnie się uśmiechnąłem. Zająłem miejsce na krzesełku obok łóżka Laury



-Już nigdy nie pozwolę Ci prowadzić



-Ross nie rozśmieszaj mnie, boli mnie * odparła chociaż wiedziałem że ją rozśmieszyłem.* Co powiedział lekarz.?



-Powiedział że zaraz będziesz zdrowa



-Ross!!!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz